Jako mamy z milionem spraw do załatwienia w ciągu zwykłego dnia tygodnia, często nie rozumiemy dziecięcych „fanaberii” np.: przy posiłku, związanych z mieszaniem rączką zanurzoną w pysznej zupie krem z dyni, czy wyciskaniem ręką soku z pomidora. Jak się to ma do naszego schematu dnia? Przecież właśnie doszło nam kolejne zadanie – szorowanie malucha i połowy kuchni! I jak tu nie oszaleć w tym macierzyństwie?!
Autorką artykułu jest Adrianna Złoch, twórczyni i projektantka marki Czyste Dziecko, miłośniczka natury, gotowania i pedagogiki Montessori. Swoją markę tworzy w ramach idei etycznej mody, a inspiracje czerpie z obserwacji dziecięcych zachowań.
Jako mama 2,5 letniej Irenki dzielę z Wami Wasz los, ale chcę dzisiaj podkreślić wiele ważnych aspektów, które spowodują, że pokochacie brudne zabawy swoich dzieci. A po co mi to?
Self-reg, czyli mama zaczyna od samej siebie
Wiele z nas czuje się obciążonych zadaniami, brakiem chwili dla siebie. Często czujemy się nieszczęśliwe lub przeciążone. Sama się tak czasami czuję, jednak traktuję to poczucie jako ważny sygnał dla siebie. Sygnał, który mówi mi, że są w ostatnich dniach rzeczy, które mnie denerwują, obciążają psychicznie i które powinnam zlokalizować i zminimalizować ich wpływ na mnie.
Czasami są to zbyt intensywne dźwięki – oprócz rozgadanej Irki, może nimi być dźwięk telewizora, głośne supermarkety, zbyt intensywne słuchanie szkoleń online czy treściwych audycji radiowych. Innym razem stresorem będą dla mnie i dla Was, zbyt intensywne zapachy – wizyty w upalne dni na uliczkach, gdzie obficie szerzą się fastfoody lub foodtracki, ale także nasze własne perfumy źle dobrane do naszej aury, które obciążą samopoczucie, zapachowe kolekcjonerskie zabawki, których arsenał znajdziecie czasami na półkach Waszych dzieci.
Często te doznania bagatelizujemy, a niesłusznie, bo oprócz tego że pokłóciłaś się z Mężem, a dziecko ubrudziło pół kuchni, także one solidnie przyczyniły się do Twojego stanu ducha.
I oto czujesz się źle. Masz wielkie marzenia – pojechałabyś na 2 tygodnie do Hiszpanii, bez dzieci, ale za to z ulubioną książką i kocykiem w stylu boho – to jest high life! Wtedy dopiero odzyskałabyś szczęście. Byłoby na pewno przecudownie! Ale co, jeśli taki wyjazd czeka na Ciebie dopiero za rok? Co z Twoim dziś?
Zdjęcia z prywatnego archiwum Adrianny Złoch.
Trening uważności, czyli zrozum siebie to zrozumiesz dziecko
Zacznijmy od tego że na pewno marzysz o odpoczynku. O luzie. O powolnych myślach w Twojej zakłopotanej głowie. Możesz to uzyskać jeszcze dziś, w Twojej kuchni, zanim dotrwasz do dnia wyjazdu do Hiszpanii. I już dziś być szczęśliwsza!
Trening ten w mojej praktyce polega na tym, że szukam chwil, w których nie będę myśleć, lecz będę napawać się chwilą. „Trwaj chwilo trwaj – jesteś taka piękna!” albo „W życiu piękne są tylko chwile”- tak śpiewali klasycy. Są to chwile, gdy np. jestem z Irką w parku – ona przeżywa kilka minut fascynacji nad wolnością biegając lub grzebiąc patykiem w żwirze parkowej ścieżki, a ja w tym czasie cieszę się wolnością umysłu – nie myślę o niczym, tylko patrzę na liście poderwane wiatrem do tańca, spoglądam na ruch wody w okolicznym stawie, słucham śpiewu ptaków. Jaki masz plan na swój trening uważności? Wystarczy fascynacja nad strugami wody zmywającymi brud z naczyń obiadowych [sic!]. Bądź uważna na coś zwykłego, w chwilach gdy Twoje dziecko ma „ swoje sprawy”.
Ćwiczenia sensoryczne, czyli sposób na chwilę dla mamy i na budowanie sensorycznej równowagi w dziecku
Dwie pieczenie na jednym ogniu! To możliwe. Nasze domowe ćwiczenia sensoryczne dzieją się po prostu w kuchni.
Myję z Irenką naczynia, a czasami ta 2,5 letnia dziewczynka myje je już sama! Mamy wspaniały eko – płyn do mycia naczyń od znajomej zielarki. Irka może więc swobodnie bawić się pianą, przelewać wodę, poznawać objętości, wyporność i wagę. Zauważyłam, że ma także dużą świadomość, tego że nie lubi mieć mokrych ubrań, dlatego już teraz (2,5 r.ż.) potrafi być na tyle uważna, aby się nie pooblewać. Dzięki temu, że myjemy razem naczynia od 1 r.ż. (a dokładnie od momentu gdy Irka zaczęła stabilnie stać), miałam zaszczyt obserwować drogę Irenki ku tej dojrzałości. Niesprawne wówczas rączki, chwytające kubeczek, potrzebowały mojej pomocy, jednak wszelkie wybryki, nie były spowodowane wówczas fazą na „badanie reakcji rodzica” charakterystycznych dla obecnego wieku Irki, ale ulokowane były w fazie „poznawanie świata” (co towarzyszy maluchom znacznie obficiej przed nadejściem epoki: „co mi mama powie, jak wyleję szklankę wody na posadzkę?”), stąd też Irenka krok za krokiem sama przeszła te etapy prawidłowego rozpoznawania „po co myjemy naczynia?”. Prawidłowo to dla mnie: bez płaczu, bez zbicia naczyń, bez zalanej kuchni, bez mokrych ciuchów, za to z czystą zastawą gotową do odpoczynku na suszarce.
Wspólne gotowanie
Kuchenne ćwiczenia sensoryczne to także wspólne gotowanie. Irenka przesypuje dla mnie przygotowane przyprawy w odmierzonej uprzednio ilości, miesza mąkę, przesypuje warzywa łyżką, wyrzuca obierki, ugniata ciasto, wrzuca zioła, warzywa i owoce do wyciskarki do soków, miesza zakwas chlebowy gołą rączką, rozgniata owoce widelcem lub dłonią (na domowy dżem bez cukru w 5 minut – polecam! Owoce + daktyle nieco rozgotowane. Mniami!). Przy okazji wszystko wąchając i smakując (wykluczam z tych zabaw surowe jajka, surowe mięso – choć gotujemy je także wspólnie to pod pełną kontrolą, aby Irka nic nie oblizała, z zachowaniem specjalnej higieny). Widzę że dzięki tej wspólnej kuchennej zabawie sensorycznej, jest znacznie bardziej świadoma smaków i zapachów, wie jakich konsystencji spodziewać się na talerzu (choć oczywiście i ona ma swoje fazy na wybrzydzanie przy stole), rozumie przemiany jakie dzieją się w potrawach. Wie czym się różni surowa marchewka od ugotowanej – szczęśliwie w tej chwili lubi jeść i jedną i drugą 😉
Nie unikam brudzenia się – jestem gotowa na ten stan. Mamy obie fartuszki kuchenne, a Irka ma nawet własny szybkoschnący strój do zabaw sensorycznych (sama stworzyłam kolekcję kuchenną w swojej marce odzieżowej, dzięki tym rodzinnym zamiłowaniom). Miotła i mop są zawsze pod ręką i już dawno są moimi kamratami, a dodatkowo zawsze zabieram Irenkę do sprzątania – ona podnosi większe okruchy, obierki i wrzuca je do śmietnika, a ja ogarniam resztę.
Wspominałam o tym, że możesz jako mama doświadczać czasami zmysłowego przeciążenia – dźwiękiem czy zapachem. Sensoplastyka jest to taki typ zabawy, który pozwala dziecku na pracę wszystkimi zmysłami, dzięki czemu zdobywa nie tylko wiedzę o otaczającym świecie, ale głównie o samym sobie. Jest to sposób m.in. na to, aby będąc dorosłym, świadomie i szybko rozpoznawało, że takie bodźce które dziś drażnią Ciebie, jutro nie drażniły Twojego dorosłego dziecka, ponieważ ono w porę je wyeliminuje, będąc świadomym efektów jakie w nim wywołują. Warto inwestować w ćwiczenia sensoryczne także dlatego, że jako wielozmysłowa stymulacja wspierają tworzenie całkiem nowych połączeń neuronalnych w mózgu, co wspiera dziecko w rozwoju poznawczym i pracy mózgu.
A Ty nie bój się sprzątania – opracuj strategię szybkiego ogarniania, bo naprawdę warto! Nawet nie wiemy, jak wiele dobra przekazujemy naszym dzieciom, ofiarowując im dar takiej zabawy.
Chcę Ci też podpowiedzieć, abyś kolekcjonowała piękne chwile. Ja, gdy Irka miesza, sprząta, szoruje, łapię te momenty dla samej siebie, by psychicznie odpocząć i dać sobie czas na trening uważności. Po prostu napawam się tym co jest, nic nie robię i o niczym nie myślę. To pomaga mi ochłonąć od nadmiaru spraw i wytrwać do wyjazdu do Hiszpanii za rok (a może za do Francji?) Zobaczymy – zabiorę też męża! <3 .
Bardzo dziękuję Adriannie, za przybliżenie moim Czytelniczkom, oraz mnie samej, czym są ćwiczenia sensoryczne. A szczególnie jak wyglądają w codziennych, domowych warunkach. Dają one wiele korzyści dziecku, ale także rodzicowi. Takie podejście jest mi bardzo bliskie, ponieważ ja też lubię psocić z synami w kuchni! 🙂
13 lipca 2019
|Komentarze: brak