Po długiej przerwie wracam na to pole, po którym przechadza się zamyślona, smutna kobieta. To zdjęcie ilustrowało mój pierwszy artykuł z cyklu „Niepłodność”. Tekst jest zatytułowany Niepłodność to samotność. Idę powoli i myślę o ludzkich historiach, dramatach, walce, sile. Jedni przez lata muszą zagryzać zęby, inni kryć się ze swoją historią przed rodziną…
Ten tekst dedykuję wszystkim tym, którzy albo są wciąż dzielni i walczą, albo już nie mają sił (a czasami pieniędzy) na nierówną walkę. Dedykuję go też Twoim bliskim, przyjaciołom, znajomym, bo oni są w innej sytuacji. Im trudno jest zrozumieć, z czym zmagacie się każdego dnia… Może, gdy przeczytają, to choć trochę bliższa będzie im Twoja codzienność?
Dlaczego porównałam niepłodność do walki? Bo zmaganie się z nią niewiele ma wspólnego z przyjemnością. Jest tam smutek, łzy, zwątpienie, często depresja, pokonywanie własnych słabości, wyścig z czasem, niepokój, oczekiwanie. Czasami też kończy się rozstaniem, gdy któreś z partnerów nie wytrzymuje presji. To walka nierówna, bo nie znasz siły i atrybutów przeciwnika…
Niepłodność idiopatyczna
Yyyyy, jaka? Niepłodność idiopatyczna to ten scenariusz, gdy niby wszystko w porządku, niby wszyscy zdrowi, a dzieci nie ma. Patowa sytuacja, która potrafi zgasić nawet najżarliwszy płomień optymizmu. Bo gdy przyczyna znana, można spróbować ją wyeliminować, wyleczyć, zoperować, naprawić. A gdy para chce mieć dziecko i niby wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że nie ma przeciwwskazań, ale się nie udaje. I tak raz, za razem… To jest to walka nierówna i często bardzo długotrwała…
W przypadku niepłodności idiopatycznej nie ma jednego i szybkiego sposobu poradzenia sobie z problemem. Oboje macie wykonane większość badań. Oboje jesteście zdrowi, bez nałogów. A dziecka brak. Można dać sobie czas. Jest to jakieś wyjście, ale na jak długo? Można zgłosić się do specjalisty. Dlaczego myślę, że to najlepsze rozwiązanie? Dlatego, że czas działa na niekorzyść zarówno biologicznie, jak i psychologicznie.
Więcej na temat niepłodności idiopatycznej dowiesz się z bloga kliniki Invimed (tutaj).
Daj kontrę własnym słabościom
Gdy byłam dzieckiem, panicznie bałam się igieł. Tata jeździł ze mną na badania krwi, a ja mdlałam, krzyczałam, starsze panie musiały mnie w kolejce przepuszczać, bo ja, blada jak papier, słaniałam się pod gabinetem. Zawsze pobierano mi krew na leżąco. Potem parę minut leżenia. Byle nie zemdleć. Ilekroć odwiedzałam kogoś w szpitalu, np. chorą babcię, zarzekałam się, że w życiu, nikt mi wenflonu nie założy! Wyrwę z korzeniami i w długą. W trakcie badań, zabiegów i leczenia miałam setki pobrań krwi, kilka(naście) wenflonów, zastrzyki… i przeżyłam :O Szok? Niedowierzanie?
In vitro to dziesiątki badań przed i w trakcie. Żeby rzetelnie zbadać przyczynę niepłodności i ustalić tok leczenia, lekarz musi zlecić badania podstawowe, ale także hormonalne, czasami genetyczne,
określić Twoją rezerwę jajnikową (tzw. badanie AMH). To pobrania krwi, czasami po kilka wkłuć dziennie. In vitro to wenflony, zabiegi w znieczuleniu ogólnym. In vitro to przede wszystkim dziesiątki zastrzyków hormonalnych w brzuch, wkoło pępka. A każdy kolejny to coraz więcej nakłuć i siniaków. Pod tym względem to walka z własnymi słabościami. Walka w imię większego dobra i znacznie ważniejszego celu. In vitro to wielki krok poza strefę komfortu.
To nie dwie kreski są celem
Pamiętam to zdanie z warsztatów. I doskonale pamiętam jego rozwinięcie, że celem jest spokojny poród i zdrowe dziecko. Ciąża po leczeniu niepłodności to ciąża wysokiego ryzyka. Kobieta każdego dnia drży o swojego malucha. Każda Mama drży, ale w tym przypadku lęk jest większy, ponieważ już okupiony cierpieniem i niepokojem. Najchętniej biegałaby codziennie na USG, KTG by tylko mieć pewność, że maluch rozwija się prawidłowo, że wciąż tam jest, że serduszko bije… Gdy przyczyną jest niepłodność idiopatyczna, pojawia się jeszcze dodatkowy lęk „co jeśli nigdy (więcej) nie będę mieć dzieci?”.
Leczenie niepłodności zwieńczone sukcesem kończy się w chwili narodzin dziecka, Twojego największego szczęścia.
Walka z matołami… tzn. wiatrakami
I gdy już stoczyliście tę nierówną walkę, gdy oczekujecie swojego wymarzonego, wyczekanego szczęścia. Albo, gdy właśnie tulisz maleństwo w ramionach i nie masz więcej marzeń niż to by ta chwila trwałą wiecznie. To wlezie taki matoł w telewizor i sączy jad, że dzieci z in vitro mają bruzdy, że to zło, że… ach szkoda gadać. Walka z wiatrakami. Podli ludzie są na świecie i będą. Szczęście innych, nawet medycznie uzasadnione, będzie dla nich powodem do piętnowania.
Niepłodność to nierówna walka, z której trudno się podnieść. Czasami konieczne jest zamknięcie wspomnień w bezpiecznej szufladzie niepamięci. Czasami potrzeba pomocy i specjalistycznej terapii. Dla innych terapią jest spisanie własnych wspomnień i myśli w książkę, która może pomóc innym. W tej walce kluczowym orężem jest wsparcie, wytrwałość, wiara, że się uda. Zdaj się na bliskich, którzy stoją za Tobą murem i proś o pomoc, wsparcie, gdy tylko czujesz, że brakuje Ci sił… Często in vitro staje się Twoją bronią w walce z niepłodnością. Czasami po prostu nie ma innego wyjścia, jak sięgnąć po pomoc specjalisty.
Jeśli tematyka niepłodności jest Ci bliska…
zajrzyj też do innych moich artykułów z tego obszaru:
Gdy do szczęścia brakuje już tylko dziecka
Jak piętnuje się dzieci poczęte dzięki in vitro
Karolina – ciąża w obliczu poważnej choroby
Rodzić po ludzku? Niekoniecznie!
6 czerwca 2018
|Komentarze: brak