Są takie małomiasteczkowe, nieuprzejme, niesąsiedzkie, bezmyślne i, żeby nie powiedzieć prostackie, zachowania, których nie toleruję. I tym razem na chwilę oderwę się od macierzyństwa (chociaż nie, o macierzyństwie też coś będzie) i na chwilę zagłębię się w te paskudne zachowania.
Dzień dobry
Od ponad roku mieszkam na strzeżonym osiedlu, w budynku, który nazywany jest apartamentowcem. Brzmi dumnie, prawda? Niestety, jak na większości warszawskich osiedli, jest tu masa ludzi napływowych, chyba ceniących sobie anonimowość. Na każdym piętrze są trzy mieszkania, w sumie na klatce jest ich 12 czyli całkiem mało. Mniej więcej powinniśmy się kojarzyć z widzenia. Na przeciwko nas mieszka para z córką, jeszcze wózkową więc pewnie ma maksymalnie 4 latka. On jest chyba niemową bo nigdy sam nie powie „dzień dobry”, rzadko też na nasze „dzień dobry” odpowiada. Ale wiem, że mówić i to po polsku umie. Ona równie uprzejma. Raz wracając ze spaceru z Fasolakami spotkałam ją i córkę. Jechałyśmy razem windą. Ona mówi do córki: „Widzisz, mówiłam ci, że na przeciwko nas mieszkają bliźniaki”. Szkoda, że zapomniała córce powiedzieć, że wypada mówić „dzień dobry”.
Trochę kultury! To nic nie kosztuje …
Śmieci
Nie wiem co to jest za nawyk. Zanim zamieszkaliśmy na Wilanowie, mieszkaliśmy na Białołęce (którą uwielbiam!) w wieloklatkowym bloku mieszkalnym. O osiedlach na Białołęce mówi się, że są sypialnią „słoików”. Fakt, jest tam spora anonimowość, a gdy idą święta osiedla i parkingi zieją pustkami. To o czym chcę tu powiedzieć w naszym starym bloku też się zdarzało, ale nie tak nagminnie jak w prestiżowym Wilanowie…
Śmieci sąsiadów wystawione na korytarz! Rany, skąd taki pomysł? Takie zostawianie śmieci na wspólnym korytarzu to klasyczny egoizm. Zwykle nie pachną ładnie. Skoro nie chcemy by śmierdziały nam w domu to dlaczego narażamy sąsiadów na te zapachy? Co trzeba mieć w głowie żeby wogóle wpaść na taki pomysł?
Wystarczy, w ramach króciutkiego, wieczornego spaceru wynieść je do śmietnika i nie raczyć innych urokami naszych śmieci. Nam się często zdarza, że już nie mamy siły wynieść śmieci, więc stoją spakowane w karton w naszym przedpokoju. Do głowy by mi nie przyszło zostawić ich za drzwiami mieszkania.
Trochę pomyślunku! To nic nie kosztuje …
Zmagania z drzwiami
Tylko jeden multi-rodzic zrozumie drugiego multi-rodzica ile się czasem trzeba namocować żeby z wózkiem bliźniaczym (albo trojaczym) zmieścić się w drzwiach. Po 12 miesiącach mieszczenia się w drzwi, do wind i przejść mam to całkiem dobrze opanowane. Mimo wprawy w prowadzeniu bliźniaczego wózka, czasami nawet jedną ręką, miło jest gdy ktoś przytrzyma mi drzwi albo zatrzyma się by pomóc wtoczyć Fasolaki po podjeździe dla wózków.
Taka sytuacja: walczę z wózkiem w drzwiach wyjściowych z klatki. chyba źle wzięłam najazd i nijak nie idzie jedną ręką. Nadchodzi mama z dwójką dzieci w wieku maksymalnie 6 lat, czyli wydawałoby się, nie tak dawno też manewrowała wózkiem. Oczywiście dzieci nas dojrzały, więc ich mama im tłumaczy, że to podwójny wózek bo to bliźniaki. Szkoda, że jak już nas zauważyła, to nie potrzymała mi drzwi…. Byłoby miło…. Najsmutniejsze w tym jest, że to nie mężczyzna, nie singiel czy singielka, ale matka.
Wiem, że nie ocenia się innych podług siebie, ale we mnie wraz z narodzeniem się instynktu macierzyńskiego narodziła się szczególna empatia wobec innych mam. No nie przejdę obojętnie jak się taka szarpie z wózkiem i drzwiami czy idzie objuczona jak wielbłąd a dziecko wyrzuci coś z wózka: smoczek, zabawkę etc.
Zwykła uprzejmość. To nic nie kosztuje …
Wózek niczym taran
Walka piesi vs kierowcy, kierowcy vs motocykliści, piesi vs rowerzyści czy rowerzyści vs kierowcy trwa i trwać będzie. Tylko dlaczego w taką walkę, świadomie bądź nie, angażują się rodzice (niestety mamy częściej) z wózkami? Nie raz byłam świadkiem sytuacji na całkiem ruchliwych ulicach, że gdy do przejścia dla pieszych dociera rodzic z wózkiem, to wymusza właśnie wózkiem (z dzieckiem na pokładzie) pierwszeństwo na pasach. Przepisy, oczywiście, dają pieszemu na pasach pierwszeństwo, ale zastanówcie się! Jestem kierowcą, uważam, że doświadczonym i wprawionym. I nie raz mało nie eksplodowałam ze złości na bezmyślnego rodzica. Jak można, nie myśląc o konsekwencjach, wparowywać na pasy z wózkiem. Oczywiście wózek idzie pierwszy…. Ja nawet nie chcę sobie wyobrażać co by było gdyby kierowca nie wyhamował!!! Wiem, że kierowcy są często bardzo wredni, widząc pieszego, mamę z dzieckiem, przyspieszają – to widać. Nie pochwalam, potępiam. Ja jednak wolę z Fasolakami odstać z 5 minut przy przejściu dla pieszych, puścić wszystkich spieszących się i ważniaków też niż narażać moje maluchy na spotkanie z rozpędzonym autem, niż narażać je na wypadek albo śmierć. Są sytuacje, kiedy mimo szczerych chęci, kierowca nie będzie mógł wyhamować: warunki atmosferyczne, duża prędkość, poślizg, ograniczona widoczność etc. Mamo, Tato nie lepiej zmoknąć? Nie lepiej się spóźnić?
Odrobinę wyobraźni i zdrowego rozsądku! To nic nie kosztuje …. a na szali może być życie Twojego dziecka.
Zachęcam do dyskusji, dzielenia się czy i Wy macie takie zachowania ludzkie na myśli, których wprost nie znosicie?
19 kwietnia 2015
|Komentarze: 4