AguMama ma wychodne


Mija 6-ty miesiąc jak Wiercisław i Żółwik są z nami <3 Sześć cudnych miesięcy. Bywa trudno, czasami wręcz hardcore-owo, ale nie zamieniłabym się z nikim za te 6 miesięcy. Pierwszy miesiąc życia chłopcy spędzili w szpitalu. Ich drugi miesiąc upłynął nam w domu we czwórkę ponieważ Tata wziął sporo wolnego. Pamiętam, że wtedy często Tata zostawał sam z Fasolinkami bo AguMama musiała pozałatwiać zaległe sprawy. Kolejne miesiące harcujemy już we trójkę, bądź też z pomocą Babci Basi. Oczywiście w oczekiwaniu na powrót Taty z pracy!

To nie jest tak, że dziś siedzę w domu i tylko śmigam i uwijam się między chłopcami. Mam swoje małe wyprawy np. po zakupy, mniej więcej raz w tygodniu, wieczorami, gdy maluszki już śpią. Większość Mam zapewne wie jak się takie wyprawy kończą: w sklepie z dziecinnymi ubrankami bądź akcesoriami 😉 Tylko, że te wyprawy to nie jest prawdziwe wychodne, a raczej obowiązek, późno wracam do domu a tam jeszcze zwykle czeka kilka spraw do zrobienia przed snem. Tak, to bardziej obowiązek niż przyjemność.

I spotkała mnie przyjemność 🙂 Parę lat temu, z przemiłą koleżanką z pracy, miałyśmy rytuał zakupowo-knajpianych spotkań na mieście. Później nasze drogi się trochę rozeszły. Aż mniej więcej rok temu, z przyjemnością po obu stronach, powróciłyśmy do tych spotkań. Widywałyśmy się także, gdy już chodziłam w 3 – paku. Musiałyśmy tylko okroić listę odwiedzanych miejsc bo, jak wiadomo, ciężarówkom nie wolno tatara ani surowego sushi.

Pojawienie się chłopców na świecie ograniczyło mój czas wolny do…hmmm…chyba go właściwie nie mam 😉 A jednak udało się! W niedzielne popołudnie wyruszyłam na spotkanie. Oczywiście, że musiałam się pochwalić Fasolinkami, pokazać najnowsze fotki, poopowiadać jacy są i jak się zmieniło nasze życie. Jestem dumną Mamą, więc nie mogło tego zabraknąć. Ale oprócz tego spędziłam popołudnie w przemiłym towarzystwie, nasłuchałam jak się życie kręci oraz zjadłam przepyszności: Garganelli Verdi z pokrzywą, sosem z prawdziwków, jajem perfect egg, marsalą, rozmarynem i pecorino romano; a na deser był Budino 🙂

Agatko, mam nadzieję na przywrócenie naszych przemiłych kulinarnych spotkań bo dobra Mama to szczęśliwa Mama!

Kto się pod tym podpisuje?

Moje kanały social media

Zawsze będziesz na bieżąco.

Close