Chyba można powiedzieć, że żłobkowa przygoda Fasolaków dobiega końca. Na miejsce w publicznym żłobku czekaliśmy 1,5 roku od momentu zapisu. A i tak chłopcy dostali się z końca listy na rok 2016/2017. Jako 2,5-3-latki trafili do ostatniej grupy, więc już jesteśmy w procesie rekrutacji do przedszkola, zakwalifikowani na kolejny rok. Po 2 tygodniach w żłobku, bo tyle trwała adaptacja, zaczęły się choroby, o których już wspominałam Tobie w grudniowym wpisie.
Podsumowując liczbę dni, które Fasolaki spędzili w żłobku publicznym wychodzi mi 18. To nie jest żart. Moi synowie chodzili do żłobka przez 18 dni! Nie czują z nim więzi. Nie chcą tam wracać. Mają dosłownie 2-3 fajne wspomnienia jak na przykład rytmikę. Przeanalizowałam proces rekrutacji, czas oczekiwania na miejsce oraz proces adaptacji do żłobka. I na tej podstawie przygotowałam podsumowanie:
Dlaczego żłobek publiczny nie jest dla każdego dziecka?
Całkowicie oparłam ten tekst na doświadczeniach swoich, moich synków oraz koleżanek, które mają dzieci w zbliżonym wieku. Ale najgorsze jest to, że bliska mi osoba, która ma wykształcenie pedagogiczne i miała praktyki w żłobku odradzała mi tą placówkę rok temu. A ja nie posłuchałam… A może po prostu wtedy nie mieliśmy innego wyjścia niż spróbować?
Mały indywidualista
Żółwik z całą pewnością ma trudny charakter. Trudniejszy do brata. Ale łatwiej się adaptuje w różnych miejscach bo po prostu robi to na co ma ochotę. Podczas adaptacji w żłobku już na drugi dzień sam wybiegł z szatni i popędził do interesujących go zabawek. Oczywiście miał pełną świadomość, że ja jestem w pobliżu.
Tymczasem Wiercisław potrzebuje więcej uwagi, zachęty. Ma sobie sporo nieśmiałości w nowych miejscach i nie jest typem dziecka, które walnie inne po głowie, skradnie zabawkę i w nogi. Przez całą adaptację wyglądało to tak, że ukradkiem sobie coś brał np. autko i biegiem był już przy mnie. Bawił się w zasięgu moich kolan.
Pomimo uwag, zgłaszanych do opiekunek, żadna ciocia nie zrobiła nic by w kolejnych dniach się z nim zakolegować. Żadna nie wykrzesała z siebie nic WOW. „Wow Stasiu, zobacz co ja tu mam. Pobawimy się razem?” Na takie przyciągnięcie uwagi czekałam całe 2 tygodnie. Oczywiście sygnalizowałam tą potrzebę paniom opiekunkom.
Dzieci są różne. Takich jak mój Wiercisław z pewnością jest wiele. W publicznym żłobku nie masz co oczekiwać, że będą traktowane w wyjątkowy sposób.
Rekrutacja i miejsce 500+ na liście oczekujących
Polityka prorodzinna naszego kraju nie jest mi obca. Przyglądam się jej każdego dnia od kiedy jestem Mamą. Polityka prorodzinna w naszym kraju potrzebuje kogoś, kto z głową, a nie dla słupków, ją zreformuje.
To jest chore, żeby dziecko trzeba było zapisywać do żłobka zaraz po urodzeniu! To jest chore, że na miejsce oczekuje się kilka lat na listach liczących 500+ miejsc! Znaczna większość dzieci zarejestrowanych w systemie rekrutacji do żłobka publicznego się nie dostanie.
Wsparcie w postaci 500+ jest niewystarczające by opłacić żłobek prywatny. Dlatego spora część rodziców zdana jest na siebie i, jeżeli to możliwe, pomoc babci.
Rodzic nie pracujący niech dalej siedzi w domu
Jest dla mnie niezrozumiałe, dlaczego wyżej punktowani są ci kandydaci, których oboje rodzice pracują. Jedna strona medalu jest taka, że oboje pracują, są zatrudnieni lub prowadzą działalność, więc potrzebują opieki nad dzieckiem. Druga strona medalu to sytuacja, gdy Mamie skończyła się umowa z pracodawcą np po urodzeniu dziecka lub po urlopie macierzyńskim lub wychowawczym, odchowała dziecko. Chce je teraz posłać do żłobka by wrócić na rynek pracy. A nasz system mówi: siedzisz Matko w domu, to dalej siedź!
To chore, nieprzemyślane i dyskryminujące.
Jedynak
Jedynak zazwyczaj nie ma w domu towarzystwa rówieśników. Nie ma brata czy siostry, z którymi mógłby wściekać się i bawić. Nasz system edukacji piętnuje takiego malca jeszcze bardziej – odmawiając mu kontaktu z dziećmi w swoim wieku. Łatwiej do publicznego żłobka dostanie się rodzeństwo, dziecko, które ma brata lub siostrę w przedszkolu albo dziecko z rodziny wielodzietnej (status ten zaczyna się od 3 dzieci).
Jako Mama bliźniąt z uwagą przyglądam się, jak moi synowie bawią się i rozwijają w twin-teamie. To oni sami decydują i regulują sobie czy w danym momencie robią coś razem czy osobno. Ale mają wybór.
A jedynak ma już utrudnione zadanie bo do państwowego żłobka dostają się w pierwszej kolejności dzieci wymienione we wcześniejszym akapicie. A ja się zastanawiam: jaka mądra głowa to kryterium wymyśliła?!
Mam koleżanki, Mamy dzieci w wieku Fasolaków lub trochę młodszych, które na miejsce w żłobku publicznym się nie doczekały. Zatem ich dzieci MUSIAŁY iść do żłobka prywatnego.
Motywacja opiekunek do pracy
W pierwszym tygodniu adaptacji panie opiekunki w naszej grupie były bardziej zajęte adaptacją z jedną babcią. Utworzyły wokół niej wianuszek i zaśmiewały się serdecznie. Dzieci bawił się same lub z rodzicami, ale nie wszystkie były w tych dniach z mamą czy tatą.
W drugim tygodniu babci już nie było, a opiekunki zaczęły krzywo patrzeć na tych rodziców, którzy jeszcze zostawali w sali z dziećmi. Same zaś na placu zabaw, przy rodzicach jeszcze obecnych, zamiast zabawy z dziećmi, plotkowały jak nisko są opłacane…
Adaptacji do żłobka ze strony opiekunek w zasadzie nie było. Ani razu nie udało mi się zostawić dzieci na drzemkę. Za to kilka razy zdarzyła się po drodze próba „w tył zwrot”, więc jeździliśmy autem.
Potrzeby dziecka nie są na pierwszym miejscu
Wspominałam, że chłopcy trafili do najstarszej grupy w żłobku publicznym. Były tam dzieci, które już się jako tako komunikowały. Sporo maluchów odpieluchowanych lub w trakcie tego procesu. Chłopcy byli dopiero na początku tj. nie nosili pieluch na drzemkę i zaczęliśmy im zdejmować gdy byli w domu. Powiedziałam o tym opiekunkom, prosząc by gdy nie są na placyku, zdejmowały Fasolakom pampery. Niestety dzieci zawsze wracały do domu w pieluchach, często nawet z przenoszoną „niespodzianką”. Żłobkowe opiekunki w odpieluchowaniu mi nie pomagały mimo, że ciepła jesień sprzyjała…
Poszłam na adaptację z moimi 2,5-latkami dumna, że się coraz piękniej posługują widelcem. Ku mojemu przerażeniu dzieci do obiadu (drugie danie) dostały łyżeczki do herbaty. Zgrzytając zębami obserwowałam jak łyżeczkami walczą z kotletem. Jedna dziewczynka, z 6 miesięcy starsza od chłopców wzięła po prostu kotleta w rękę. Kolejnego dnia wymogłam bo moje dzieci dostały widelce. Pani opiekunka próbowała mi Stasia nakarmić tą łyżeczką. Wiem też od synków, że gdy już zostali sami to raz dostawali do obiadu widelce a innym razem łyżeczki. Gdzie tu konsekwencja i wspieranie dziecka w rozwoju?
Najlepszą osobą, z jaką się zetknęłam i z którą faktycznie mogłam porozmawiać o problemach i wątpliwościach była w publicznym żłobku pani pielęgniarka!
Rok to może mało by dokonać oceny czy żłobek to dobre miejsce dla dziecka czy nie. Wiem, że czasami rodzic nie ma wyboru. My sobie jakoś poradziliśmy, ale to nie był dobry rok m.in. finansowo. Na pewno żłobek publiczny jest trochę tańszą, ale często gorszą opcją niż żłobek prywatny.
Mam nadzieję, że tym tekstem pomogę w podjęciu decyzji Tobie bądź innym Mamom.
Jakie jest Twoje zdanie o żłobku? Czy miałaś okazję bliżej zapoznać się ze żłobkiem publicznym lub żłobkiem w ogóle? A może braliście udział w tegorocznej rekrutacji i wciąż czekacie na wyniki?
23 maja 2017
|Komentarze: 25