Zastanawiasz się czasami kim jest ta osoba po drugiej stronie? Koleżanka-blogerka. Przyjaciel poznany gdzieś na forum. Osoby z grupy internetowej, z którymi szczególnie „fajnie nam się gada”. Każdego dnia, czy w innym regularnym rytmie, poświęcasz im swój czas, dzielisz problemami czy pomysłami. Gdzie one trafiają? Kto jest po drugiej stronie? A kim Ty jesteś w internecie ?
Ja z internetu korzystam już od kilkunastu lat: czaty, fora, nawet spotkania z osobami poznanymi w ten sposób nie są mi obce. Od czasu kiedy prowadzę bloga także spotykam się z osobami z internetu – innymi blogerami, których na codzień widzę albo czytam online.
Niestety, moja nieufność do środowiska online rośnie. Opowiem Ci dlaczego, ku przestrodze.
Aśka, przyszła mama bliźniaczek
Należę do jednej z grup, skupiających multi-rodziców. Grupa liczy ponad 3000 członków. Codziennie przewija się tam setki osób, setki wątków, przeróżna tematyka. Kilka miesięcy temu dołączyła do grupy Aśka, spodziewająca się bliźniaczek, dwóch dziewczynek.
Pewnego dnia Aśka podzieliła się z członkami grupy smutną wiadomością – jedna z dziewczynek obumarła w jej łonie 🙁 Wiadomość była wstrząsająca, druzgocząca. Dziewczyny otoczyły Aśkę „internetowym wsparciem”. Kilka dni później okazało się, że druga dziewczynka też nie żyje 🙁 Załamana Aśka leżała w szpitalu i czekała na wywołanie porodu. Dziewczyny słały jej ciepłe słowa. Współczułam jej przeogromnie. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie jej bólu. Nadszedł ten dzień. Dzień kiedy na zawsze miała pożegnać się z córeczkami. Zapytała w grupie o radę, czy powinna się jakoś z nimi pożegnać? Czy zrobić im zdjęcie nim zabiorą je na zawsze?
Tego dnia na świat wyszła brzydka prawda. Aśka nigdy nie była w bliźniaczej ciąży, wcale nie była w ciąży. Zdjęcia usg, którymi chwaliła się w grupie, były ukradzione gdzieś z sieci. Cała historia wyssana z palca. Aśka tak jak się pojawiła, tak z grupy wyparowała…
Nie próbuję nawet oceniać, co siedziało w jej głowie. Może choroba psychiczna, może chęć odreagowania czegoś…
Marek, którego żona niedawno zmarła przy porodzie
Ta historia także pochodzi z jednego z forów, dla rodziców dzieci przedwcześnie urodzonych. To specyficzna grupa, tak jak specyficzna tematyka. Kto nie zetknął się z wcześniactwem, nie zrozumie. Urodzenie się wcześniaka to szok, strach, obawa o życie dziecka ale podniesiona do potęgi n-tej, walka o oddech, o przybieranie na wadze każdego dnia, borykanie się z problemami zdrowotnymi. Bardzo długo by wymieniać.
Myślę, że dlatego takie grupy powstają, by dzielić się troskami i radościami, wcześniaczymi krokami w tył i w przód. Tam na ogól panuje bardzo przyjazna, ciepła atmosfera.
Pewnego dnia pojawił się Marek. Rzadko spotykany w tej grupie mężczyzna. Pisał zdruzgotany. Jego żona dopiero co urodziła, walczyła o życie w jednym z warszawskich szpitali. Na innym piętrze o życie walczyła jego córeczka, która urodziła się jako wcześniak. Nie pamiętam dokładnie, w którym tygodniu ciąży, ale na pewno przed 30-stym.
Kilka dni później Marek przyszedł by podzielić się tragiczną wiadomością – jego żona przegrała walkę o życie po tym ciężkim porodzie. Nie udało się jej uratować 🙁 Było w nim dużo bólu, ale też takich męskich obaw „jak ja sobie sam dam radę z dzieckiem?”, „jak mam bez niej żyć?”.
Co gorsza, jego córeczka też nie przeżyła. Lekarzom na Oddziale Neonatologicznym nie udało się ustabilizować dziewczynki na tyle by sobie poradziła i przeżyła… Sęk w tym, że w tym szpitalu, w tamtym czasie nie było takiego przypadku… Na jaw zaczęła wychodzić cała spirala kłamstw Marka. Dziewczyny z grupy, z którymi rozmawiał także przez prywatne wiadomości, zaczęły się ze sobą wymieniać faktami. Wtedy wypływały kolejne nieścisłości, kłamstwa i kłamstewka, do których Marek się uciekał by zdobyć…no właśnie co? Współczucie? Posłuch? Czyjąś uwagę?
Tego się nigdy nie dowiem, ponieważ przyparty do muru Marek postanowił z grupy zniknąć…
Crazy Ania na Groomingu
O tym jak łatwo się pod kogoś podszyć, przekonał się Marcin, prowadzący bloga Ścinkijaścinki. Jego historię przeczytacie klikając w nagłówek. Tu sprawa była innego kalibru niż powyższe, ponieważ Marcin na lokalnym czacie udawał 14-letnią Anię, rozmawiającą z pedofilem. Finał sprawa miała na komisariacie i w pościgu policyjnym za zboczeńcem.
Historia, jeżeli doczytacie, była mrożąca krew w żyłach. Przerażające jest to, że na taki czat może wejść każdy (złoczyńca, pedofil też) oraz że sieć jest ogólnodostępna, również dla dzieci.
Andrzej, gimnazjalista, który chciał się zabić
Mam Hashimoto i z tego powodu przynależę do grupy wsparcia. Tam właśnie dziś napisał Andrzej. Z żalem opowiedział, że „jest tak beznadziejny”, że gdy przyznał się do próby samobójczej na swoim profilu na FB, nikt nie zareagował. Oprócz tego skarżył się, że nie ma znajomych, edukacje skończy na gimnazjum i że nikt go nie rozumie.
Ale zamiast posłuchać osób, które weszły w dialog z nim, on skasował post i zamilkł. Profil zamknięty, nie było człowieka.
Nie wiele się w jego wypowiedzi „trzymało kupy”…
Tracę zaufanie, tracę wiarę w ludzi. Nie oznacza to, że rodzinę czy znajomych będę traktować z dystansu. Ta utrata wiary dotyczy raczej tego, co inne osoby wypisują.
Wiem, że przez opisane historie dobrzy ludzie tracą. Przez takich kłamczuchów inni nie dostaną wsparcia, może nikt im nie uwierzy. To brutalne, to smutne, ale taka jest prawda…
13 marca 2016
|Komentarze: 29