Człowiek zaczyna dostrzegać pewne rzeczy, gdy jakoś wpisują się one w jego sytuację. Pewnego wrześniowego dnia rok temu dowiedzieliśmy się z Tatą, że zostaniemy rodzicami bliźniaków. Od tamtego dnia zaczęłam zauważać wózki, wózeczki, a właściwie POWOZY bliźniacze niemalże wszędzie: na zakupach, na spacerze. Mieszkaliśmy na warszawskiej Białołęce i jak grzyby po deszczu zaczęły mi się wyłaniać spacerujące mamy z wózeczkami bliźniaczymi.
Prawdziwe bliźniakowe bum jest jednak tu, gdzie teraz mieszkamy, w Miasteczku Wilanów. Gdy w lutowe przedpołudnia spacerowaliśmy sobie ja i mój brzuch, co krok spotykałam multi-rodziców. Później, już po porodzie, byliśmy z Tatą jak zombie. Każdego dnia kurs dom-szpital-dom-szpital-dom (po urodzeniu nasze maluszki spędziły ponad 3 tygodnie w szpitalu). Nie było czasu na spacery. Nawet, to że wiosna przyszła zauważyliśmy nagle, niespodzianie, gdy wracaliśmy ze zdjęcia szwów do naszych kurczaczków, do szpitala. Gdy już nareszcie całą czwórką osiedliśmy w domu, musieliśmy przez około miesiąc potrzymać kurczątka w czterech ścianach, dać im dojrzeć do wieku urodzeniowego. Ale w końcu nastał czas spacerów i teraz raczej nie ma dnia byśmy nie byli na powietrzu.
Wszystkie mamy, babcie, tatusiowie na „tacierzyńskim” i nianie spacerują po okolicy. Jedni są zamyśleni, w swoim świecie, inni mijają nas z porozumiewawczym uśmiechem członka „wózkowego gangu”. A już najszerszym uśmiechem witam nadjeżdżające wózki bliźniacze. Na tą chwilkę przestajemy być obcymi sobie przechodniami, a stajemy się znajomymi, którzy wiedzą jak to jest na codzień z taką gromadką.
Tego dnia wieźliśmy z Tatą Żólwika i Wiercisława do naszej przychodni, na badania. Wyprawa do przychodni zwykle wymaga obecności dwóch osób: ktoś musi ogarnąć formalności, ktoś musi być przy chłopcach; ktoś przebiera dziecko do badania a ktoś bawi drugiego malucha, który się właśnie obudził i nie wie gdzie jest, ale nie do końca mu ta sceneria leży. Znacie to? Macie czasem wrażenie drodzy multi-rodzice, że przydałaby się dodatkowa para rąk, tak na wszelki wypadek?
Po drodze do przychodni minął nas tatuś z bliźniakami, dwóch chłopców, starsi niż nasi, już w spacerówce. Pierwsze oczko dzisiejszej „szóstki” 🙂
Wyszliśmy z przychodni (Jest jedna taka pani pielęgniarka, która wcale nie ma doświadczenia ani wprawy w pobieraniu krwi niemowlakom. Zrobiła taką rzeź, że mi pękało serce a Tata chciał na nią skargę pisać.) i ruszyliśmy odprowadzić Tatę na przystanek. Wtedy wpadły dwa kolejne oczka dzisiejszej „szóstki”:) Spotkaliśmy trzy dumne babcie na spacerze z wnukami, a dwie z nich miały podwójne wózeczki. Jeden z nich był piękny, taki kolorowy jak tęcza. Ponieważ wszyscy czekaliśmy na zielone światło na przejściu dla pieszych, zdążyliśmy się wymienić informacjami: jakiej płci dzieci?, w jakim wieku?, jak mają na imiona? Taki standardowy zestaw uprzejmości.
Po drodze do przystanku mały postój na mrożoną kawkę Coffe Heaven 🙂 Mama weszła do kawiarni złożyć zamówienie, a Tata czekał z chłopcami na zewnątrz. I wtedy nadjechała kolejna multi-karoca – czwarte oczko „szóstki”:)
Piąte oczko „szóstki” to znów był multi-tatuś napotkany dla odmiany na popołudniowym spacerze.
Zgadniecie, gdzie spotkałam szóste oczko? Hihi… to oczko akurat większą część dnia pchałam przed sobą 🙂
ps. A więc puściłam totka na dzisiejsze losowanie, ale nie trafiłam nawet jednej liczby 😉 Dobrze, że poszczęściło mi się z tym, że tak CUDOWNYCH synków mam! I Tata też jest wspaniałym facetem <3
24 sierpnia 2014
|Komentarze: brak