Z pamiętnika bliźniaków : od tygodnia w naszym domu szaleją wirusy. Zaczęłam ja, całkiem niewinnie, od bólu gardła by osiągnąć pułap znacznie wyższy: od piątku antybiotyk i kaszel gruźlika, który utrudnia mi funkcjonowanie, opiekę nad Fasolakami oraz karmienie piersią 🙁 Tuż po mnie słabość ogarnęła Tatę, ale On przechodzi to trochę lżej, więc gros obowiązków po prostu musiał przejąć. Mimo, że dbałam i drżałam, niestety bliźniaków także nie ominęły wirusy. Na razie kichają, pokasłują oraz furczą nosami, szczególnie nocą i mam nadzieję, że tak pozostanie. PRECZ WIRUCHY OD MOICH DZIECI!!!
Przez ostatnie dni, z powodu kiepskiego samopoczucia, humorki bliźniaków nie były zbyt promienne 🙁 Tym bardziej dzisiejsza sytuacja wprawiła nas w osłupienie i dostarczyła sporo uciechy….
Żółwik od rana był pogodny jak majowe słoneczko 🙂 Było to sporym zaskoczeniem ponieważ jego przedpołudniowa drzemka nadeszła ze sporym opóźnieniem i trwała zaledwie 15 minut. Wybieraliśmy się właśnie na spacer, chłopcy buszowali w swoich łóżeczkach podczas gdy my, dorośli, szykowaliśmy siebie do wyjścia. I wtedy byłam świadkiem takiej oto rozmowy:
Żółwik: fika, bryka, turla się z brzucha na plecy, z plecków na brzuszek, chichra przy tym szczerze.
Tata: Żółwiczku coś Ty dziś brał?
Żółwik: hihihihi.
Tata: jakiego masz dilera?
Żółwik: hihihihi, fik, fik.
Tata: taki jesteś? nie wydasz?
Żółwik: mamamamamama.
Choroba, nie choroba, cudnie jest być mamą bliźniaków – dostawa uciechy x2 gwarantowana <3
7 lutego 2015
|Komentarze: brak