Z pamiętnika bliźniaków: zęby do kwadratu i lęk separacyjny do kwadratu – tak nam się zaczął Nowy Rok. Ale czasami to nie da się nie uśmiać serdecznie…. Jest poniedziałkowy poranek. Wypakowuje zmywarkę w pośpiechu cały czas nie spuszczając z oka bliźniaków bawiących się na macie. Szukam wzrokiem Wiercisława bo zniknął mi z oczu. Znajduje…w ziemi z rozgrzebanej doniczki. Choinka stała u nas przeszło 3 tygodnie i tak go nie ciągnęło jak do tej monstery. Ogarniam Wiercisława, sprzątam ziemię. Cały czas słyszałam Żółwika jak mówi „mamama” i bawi się lwem i nagle zapadła cisza. Patrzę a Żółwik ciumcia pęd mojej ślicznej hoi <3 Zabieram Żółwika od hoi i kątem oka widzę, że Wiercisław rozwikłał mój labirynt krzeseł i już jest w kuchni – gmera w pietruszce. Zabieram Wiercisława od pietruszki i idę przestawić hoję wysoko by miała szansę zakwitnąć w tym roku. Hoja to bardzo wymagająca lokatorka: nie lubi zbytniego nasłonecznienia, przestawiania. Dała mi wielką radość, gdy zakwitła na początku 2014 roku mnóstwem koszyczków mimo, że przeżyła przeprowadzkę ze starego mieszkania. Martwiłam sie, że w tym nowym może nie zechcieć kwitnąć. Żółwik wrócił do zabawy lewkiem. Wracam do kuchni a tam Wiercisław leży rozpłaszczony na brzuchu i liże terakotę….. Yyyyy? Tak, terakotę, tą na podłodze. Buchnęłam śmiechem. No nie dało się. Jestem taka szczęśliwa z bycia mamą bliźniaków!
12 stycznia 2015
|Komentarze: 2