Po powrocie z urlopu macierzyńskiego do pracy zdecydowałam się na niepełny etat. Oznacza to, że mam „wolne poniedziałki” (i odpowiednio obniżony wymiar pensji). Wolne w ” ” ponieważ z rzeczywistości albo jeżdżę z chłopcami po lekarzach, albo załatwiam zaległa sprawy, albo rano piorę i sprzątam a potem wcześniej odbieram chłopców z przedszkola żeby zrobić coś razem np. iść na długi spacer. Niedawno na przykład mój poniedziałek był taki „wolny”, że wylądowałam w czarnej d*** z obiadem, skierowaniem dla Żółwika do szpitala i… Zobacz z czym jeszcze.
Nie wiem jak to robią super-mamy, ale ja nie potrafię sprzątać w domu, gdy jestem sama z dziećmi. Wystarczy na 5 minut włączyć odkurzacz a oni albo się pobiją albo coś zmajstrują. W tamten weekend mieliśmy posprzątać, ale fatalna komunikacja na linii mama-tata doprowadziła do tego, że poniedziałkowe słońce ujawniło brutalną prawdę ” jest brudno”.
A zatem rozsadziłam towarzystwo w osobnych pokojach, z kolorowankami a sama ochoczo zabrałam się za odkurzanie. W tym czasie:
Wiercisław wysmarował podłogę kremem, obrał kredki świecowe z papierowych osłonek i co chwilę zaglądał do Żółwika żeby mu dokuczyć;
Żółwik trochę pokolorował, poszperał w szufladach w sypialni, ukwiecił łóżko w sypialni stosem zużytych chusteczek i zaczął bawić się włącznikiem światła.
Udało mi się odkurzyć salon i połowę przedpokoju. Wtedy zorientowałam się, że nie mam nic na obiad. Żeby nadać historii dreszczyku dodam, że mieliśmy jeszcze w planach podwójną wizytę u okulisty oraz u pediatry, więc czas nieubłaganie mi się kurczył.
Przed samą drzemką, kiedy to zazwyczaj szykuję obiad, Żółwika tak rozbolał brzuch, że ani Espumisan ani Nurofen nie dały rady. Młody płakał a ja wariowałam jak mu pomóc. Wiesz kiedy zasnął? Kiedy pobujałam go w ramionach, jak niemowlaka. Drzemki tego dnia miał 3, a każda trwała około 15 minut i kończyła się płaczem, że boli.
Jestem tylko zwykłą babką. Całkiem często po prostu opadają mi ręce 🙁 Nie w głowie mi było szykowanie wykwintnego, 2-daniowego obiadu z deserem. Miałam kwadrans by coś przygotować. W ten kwadrans powstały: pulpety z mięsa mielonego.
Pulpety na obiad – baza
Zazwyczaj mam w lodówce (lub zamrażalniku) porcję mięsa mielonego po to, by szybko móc wyczarować obiad w razie potrzeby. Mięso mielone nie cieszy się dobrą sławą – zwykle nie wiemy, co w nim jest. Dlatego najlepiej jest mieć dobre źródło lub wybrać w swoim sklepie kawałek mięsa i na miejscu poprosić o zmielenie.
Do pulpetów z mięsa mielonego potrzeba:
- zmielone mięso około 500g
- 1 cebula, starta na tarce
- 1 jajko
- ulubione przyprawy; u mnie słodka papryka, mielony kminek, czubryca, odrobina pieprzu
- opcjonalnie bułka tarta lub płatki jaglane – dla zagęszczenia; zrezygnowałam z tych „wypełniaczy’ jakiś czas temu.
Jak zrobić pulpety? To niesamowicie proste! Mieszam wszystkie składniki w misce, wyrabiam ręką aż masa będzie jednolita. Następnie formuję niewielkie kulki i wrzucam na wrzątek. Po wypłynięciu gotują się kilka minut. Woda z gotowania pulpetów przyda Ci się. Jest fajną bazą pod sos lub szybką pomidorówkę. Pamiętaj, że w takie dni, jak dziś liczy się „im szybciej i prościej, tym lepiej”.
Przyszła pora na równie szybki i smaczny sos do pulpetów.
Pulpety w sosie a la spaghetti
To sos typu „co mam to dam” na bazie pomidorów (mogą być świeże, z domowego przecieru, passata lub koncentrat). Najczęściej kroję cebulę w kostkę, a 2-3 ząbki czosnku na drobno. Duszę je na maśle obficie posypując słodką papryką. Zalewam pomidorami i gotuję razem kilka minut by aromaty się przeniknęły. Dodaję inne warzywa, jeśli mam pod ręką i jeżeli mam czas np. czerwoną i żółtą paprykę pokrojoną w kostkę. Jeśli masz w domu „niejadka”, możesz to wszystko przed podaniem zblendować. Unikniesz dłubania i poszukiwań w talerzu 😉
Sos, makaron (lub ryż) i pulpety mięsne. Pycha!
Pulpety w sosie curry
W czasie, kiedy moje pulpety się gotują, przygotowuję do nich sos curry, zwany przez Fasolaki bigosikiem. W rondelku podgrzewam mleko kokosowe (1 puszka). Gdy mleko jest ciepłe (nie doprowadzam do wrzenia), zmniejszam moc kuchenki i dodaję przyprawę curry oraz garam masala. Dokładnie mieszam i gotuję kilka chwil. Wrzucam do sosu ugotowane pulpety. To danie najlepiej komponuje się z ryżem, ulubionym makaronem, makaronem soba lub kaszą jaglaną.
Stara dobra pomidorowa. Z wkładką
Na wodzie pozostałej z gotowania pulpetów wychodzi mi pyszna zupa pomidorowa. Obieram i myję włoszczyznę oraz 1-2 cebule (oboje z Żółwikiem przepadamy za cebulą z zupy). Gotuję warzywa z dodatkiem 2-3 ziaren ziela angielskiego i 2-3 listków laurowych. Gdy warzywa zmiękną, doprawiam zupę koncentratem pomidorowym albo domowym przecierem. Dodaję odrobinę pieprzu. Sporadycznie dorzucam zieleninę (koperek, natka) bo chłopcy nie lubią, gdy zielone pływa im w zupie. Gotuję ulubiony makaron, albo ryż. Zupę podaję z 1-2 pulpetami (i cebulą dla Żółwika). Pyszne, łatwe, sycące i niezawodne!
Najważniejsze są jednak pulpety. Sos to dodatek. Przepis na pulpety, jak widzisz, jest dziecinnie prosty. Są dobrym punktem wyjścia do wielu dań. I lubi je każde dziecko.
Zapraszam, poczęstuj się pulpetowymi inspiracjami albo podrzuć swój niezawodny przepis na pyszny i szybki obiad.
26 marca 2018
|Komentarze: brak