DZIECKO. Przychodzi na świat, najczęściej z miłości, niewinne, czyste i kompletnie zależne. Jest idealne w swojej czystości i ciekawości świata. Śpi, je i rośnie. Kompletnie nieświadome, jaki brudny świat je otacza.
Rodzice są blisko, reagują na każdy płacz, na każdy uśmiech i grymas maleńkiej buzi. Są jak tarcza, stanowią ochronę dla tej kruchej istoty. Nie ochronią jej przed wszystkim, na przykład nie ochronią przed ludzką zawiścią!
Jedni robią to z niewiedzy, inni z głupoty lub bezmyślności, jeszcze inni z podłości. Nie widzę dla nich żadnego usprawiedliwienia!
Możesz mieć swoje poglądy moralne, etyczne, polityczne. Ale jakim prawem i w imię czego piętnujesz życie, które zostało poczęte dzięki in vitro? Ten niemowlak niczym nie odbiega od Twojego dziecka ani wyglądem, ani intelektualnie. Pachnie tak samo cudownie. Rozwija się w swoim tempie, jak każde dziecko. Dokazuje i rozrabia – też jak każdy inny malec.
A jednak…
In vitro – stygmaty XXI wieku
Zawsze znajdzie się przysłowiowy kat i ofiara. Za tą ofiarę część polityków, część polskiego episkopatu i część społeczeństwa obrała sobie dzieci, które narodziły się dzięki in vitro. Słabe, prawda? Tylko tchórz bierze się za kogoś słabszego od siebie. Truskawki bez smaku, dzieci z próbówki czy maskotki frustratów – zobacz jak w XXI wieku stygmatyzuje i kategoryzuje się ludzi!
Dzieci z próbówki
Tak zwykło się mawiać o dzieciach poczętych metodą in vitro. To sformułowanie niesie ze sobą bardzo negatywny ładunek emocjonalny. Czy o Twoim dziecku mówi się „Ola”, „Adaś” czy „zmajstrowany na kanapie” albo „trochę zabalowaliśmy tej nocy”?
Rodzice tego maleństwa podjęli pewną decyzję, zgodną z ich wartościami etycznymi. Jego narodziny są faktem. Ono jest już na świecie. Ma takie samo prawo do życia jak Twoje dziecko, poczęte bez problemu.
Bruzda dotykowa na czole
Kilka lat temu zawrzało, gdy ks. Franciszek Longchamps de Berier popisał się rewelacjami na temat dzieci poczętych dzięki in vitro. Jego zdaniem mają one na twarzy bruzdę, dzięki której można je łatwo odróżnić od innych dzieci, poczętych naturalnie. O matko, jaka bujda.
Wymyślenie takiej rewelacji to wyczyn wymagający wielu przemyśleń. Nie będę brnąć w tę abstrakcję. Mnie nie mieści się w głowie jak ksiądz, osoba duchowna, w założeniu ktoś, kto powinien wszystkich traktować równo i nie osądzać, mógł wpaść na taki pomysł dyskryminowania dzieci.
Podobno są lekarze, którzy umieją rozpoznać, które dziecko zostało poczęte naturalnie, a które metodą in vitro. Hmm, to fakt, są lekarze i lekarze… Pisałam o tym nie dawno na przykładzie pediatrów.
Dzieci Frankensteina
Nie wiem kto to określenie wymyślił. Nie wiem co maił w głowie. Jestem pewna, że człowiek, który tak wypowiada się o dziecku, jest po prostu potworem. Albo bezmyślnie powtarza zasłyszaną bzdurę. Albo nigdy nie zastanowił się „czy ja chciałbym, żeby ktoś w takim tonie odezwał się na temat mojego dziecka?”. Albo jest idiotą i nie zasługuje na więcej uwagi w ramach tego bloga.
Maskotki dla frustratów
Takie określenie dzieci poczętych dzięki in vitro znalazłam kilka tygodni temu na jednym z forów. To określenie tam, wśród opcji hejtującej, funkcjonuje na stałe.
Ile trzeba mieć w sobie żółci, jadu i własnie frustracji, żeby w ten sposób określać dzieci? Owszem, niepłodność bardzo często wywołuje poczucie samotności, nawet frustrację. Ale nie mam wątpliwości, że życie poczęte przez in vitro, to życie poczęte z miłości.
Wiesz ile to kosztuje? Stresu, nerwów, pieniędzy? Nikt nie poddaje się leczeniu niepłodności dla zabawy, dla żartu. To są bardzo przemyślane, często bardzo długo dyskutowane wątpliwości i decyzje. A u ich podłoża leży miłość i pragnienie posiadania kompletnej rodziny.
Truskawki bez smaku
Tym określeniem kilka tygodni temu popisał się Adam Grelecki, radny PiS z Krakowa. Na publiczne komentarze odnośnie swojej głupiej metafory nie musiał długo czekać. Truskawki bez smaku są idiotyczna metaforą gościa, który wiedzy i rozumu się już raczej w życiu nie doczeka. Bez smaku była jego wypowiedź!
Dość! In vitro to nie HIV
W minionym tygodniu w prasie pojawiła się informacja, że urodzonej na początku stycznia dziewczynce, lekarz wpisał do książeczki zdrowia, że jest z in vitro. Przeszły mnie ciarki. Ale najgorsze miało dopiero nadejść, gdy przeczytałam tłumaczenie, że podobnie jak nosicielstwo wirusa HIV, jest to informacja, którą należy wpisać do książeczki dziecka? WHAT?
Trudno, bez życia słów niecenzuralnych, to skomentować. Ten lekarz chyba przebywał na dyżurze zbyt długo, albo doznał jakiegoś uszkodzenia głowy. Zaćmienie? Głupota? Czy co gorsza, niewiedza?
Nie ma medycznych wskazań
Wiem, że nie ma żadnych medycznych wskazań by „oznaczać”, które z dzieci przyszły na świat dzięki in vitro. Ale pozwólmy, żeby głos zabrał fachowiec, lek. med. Agnieszka Wasik, Dyrektor ds. Medycznych w Klinikach INVICTA:
„Dotychczasowe badania naukowe potwierdzają, że między dziećmi poczętymi dzięki in vitro i tymi, które przyszły na świat w wyniku naturalnych starań nie ma żadnych istotnych różnic. Dotyczy to zarówno aspektów zdrowotnych, jak i rozwojowych. Rozpowszechnianie nieprawdziwych opinii, że dzieci par korzystających z zapłodnienia pozaustrojowego, mają specyficzne cechy wyglądu czy wymagają specjalnej opieki medycznej może być bardzo krzywdzące.
Nie widzę jasnego uzasadnienia dla wpisywania informacji o formie poczęcia do książeczki zdrowia czy innej dokumentacji medycznej dziecka. Takie dane nie są potrzebne dla zapewnienia małemu człowiekowi właściwej opieki czy zaplanowania profilaktyki. W sytuacji choroby, postępowanie diagnostyczne i lecznicze jest zawsze dostosowywane do indywidualnych potrzeb dziecka. Metoda poczęcia nie ma tu żadnego znaczenia. Wszelkie dane niezbędne do postawienia rozpoznania czy ustalenia terapii są omawiane przez lekarza w trakcie wywiadu z rodzicami.”
Żadne dziecko nie zasługuje na piętnowanie, stygmatyzowanie, oczernianie i uwłaczające określenia.
Pomyśl o tym, nim okrutnymi słowami skrzywdzisz niewinną istotę. Zamiast bezmyślnie powtarzać, czy udostępniać zasłyszane głupoty, przemyśl, doczytaj. I zastanów się czy to, co ktoś rzucił w eter ma w ogóle jakiekolwiek poparcie medyczne, naukowe lub etyczne?
Czy przytoczone w tym tekście określenia to słowa, jakimi chciałbyś, by ktoś piętnował Twoje dziecko?
25 stycznia 2017
|Komentarze: 57