Walentynki… Nie jestem miłośniczką zachodnich tradycji przenoszonych na polski grunt, tym bardziej, że zalewają nas one trochę mimo naszej woli. Miłość to uczucie, które należy pielęgnować na co dzień, a nie tylko od święta. Jest jednak w walentynkach coś, co sprawia, że mam ochotę je celebrować – tego dnia możemy intensywniej, bardziej słodko pokazać naszym najbliższym, że nam na nich zależy 🙂
Walentynki 2014 były dla mnie szczególne ponieważ mieszkaliśmy już wtedy w naszym nowym mieszkanku i szykowaliśmy się na naszą życiową rewolucję – na narodziny naszych synków. Pamiętam z tamtego roku pyszną walentynkową kolację, pamiętam odliczanie dni do chwili, gdy zobaczymy Fasolaki, pamiętam, że czas mijał nam na przygotowaniach i rozmowach o tym, co przyniesie jutro…
Walentynki 2015 są dla mnie szczególne, wymarzone ponieważ spędzam je nie z jednym ukochanym mężczyzną, ale na bogato, aż z trzema ukochanymi <3 To był przepiękny, słoneczny i wiosennie ciepły dzień. Dwukrotnie wyszliśmy na spacer żeby chłopcy mogli podrzemać w tym przyjemnym słoneczku. Nasze maluchy zjadły tego dnia pyszny, dorosły bo niepapkowy obiadek, o którym więcej tutaj.
Na kilka dni wcześniej zastanawialiśmy się, jak spędzić wieczór Dnia Zakochanych, żeby wyglądał on troszkę inaczej niż każdy inny wieczór. W tym roku o wyjściu gdzieś nie było mowy ponieważ za ścianą smacznie spały Fasolaki. Opcję zamówienia czegoś do domu szybko odrzuciliśmy bo o ile fajniej jest przygotować sobie taką kolację własnoręcznie. Tym bardziej, że całość przygotowań zajęła ok 2,5 godziny czyli wcale nie wiele 🙂
Maluchy chyba poczuły klimat Święta Zakochanych i pięknie spały tego wieczora (nawet katary jakby zelżały mimo, że u nas ostatnio było bardzo przeziębieniowo).
Efekt końcowy był rewelacyjny. Na stole oprócz japońskich pyszności pojawił się też serduszkowy akcent na walentynki. Mam wrażenie, że to moje najbardziej udane sushi jak dotąd, więc się pochwalę, a co 🙂
Istotne jest dobre podłoże, na którym będziemy rolować maki. Pod ręką postawiłam miseczkę z sosem sojowym, którym namaczałam listki nori, żeby się lepiej sklejały.
Następnie przygotowałam składniki, z których robiłam maki: awokado, łososia, zielonego ogórka i paluszki surimi.
Podstawą udanego sushi jest ryż, który musi być dobrze ugotowany, idealnie kleisty, a do smaku można wymieszać go z czarnym sezamem.
Gdy gotowe rolki leżą w lodówce (ok 30 minut) żeby się lepiej „związać” mamy czas na szybkie sprzątanko i przystrojenie stołu.
Sushi, moim zdaniem, to nie tylko potrawa, ale pewna filozofia jedzenia. Dlatego naprawdę warto zadbać nie tylko o świeżość i smak, ale i o oprawę. Jeśli chcemy coś zjeść „na kolanie” to raczej wybierzmy kanapki, a na sushi znajdźmy czas innym razem.
I jeszcze jedno – dobry nóż – żeby precyzyjnie pokroić rolkę maki na porcje. Niezbędny jest porządny nóż, który nie zamieni naszej potrawy w siekankę.
Podajemy wraz z dodatkami, które podkreślają smak sushi: chrzan wasabi, imbir, sos sojowy.
Jeżeli jemy/robimy sushi częściej niż raz na ruski rok to warto zainwestować we własne, ozdobne pałeczki. Te na zdjęciu dostałam kiedyś na urodziny od koleżanki Karoli.
I voila! Walentynki na stole <3
14 lutego 2015
|Komentarze: 4