Z miłości i pragnienia założenia rodziny rodzi się cudny, bezbronny niemowlak. A czasami nawet dwa (trzy i cztery też).
Dbamy o to cudo i troszczymy się o nie, nie mając pojęcia lub nie zastanawiając się nad tym, że wychowujemy go nie dla siebie, a dla innych (żon, mężów, przyjaciół, a później dzieci) bo to z nimi spędzi 3/4 swojego życia.
Maluch wkracza w ten szeroki świat w dniu, w którym po raz pierwszy idzie do żłobka (lub przedszkola). A potem stopniowo, z roku na rok, wypływa na coraz szersze wody spod bezpiecznych skrzydeł Mamy.
Wraz z nadejściem 1 września w życiu moim i Fasolaków nastąpił ogromny przełom: rozpoczęliśmy okres adaptacji do żłobka . Nie wiele mogę na razie powiedzieć ponad to, że obaj synowie prezentują kompletnie inne podejście do tematu. Żółwik już drugiego dnia, jak tylko założyłam mu kapcie, sam pobiegł na salę krzycząc „biegniemy” i rozgościł się wśród zabawek. Wiercisław chyba czuje pismo nosem bo drugiego dnia prawie cały czas chciał siedzieć u mnie na kolanach a zabawki znosił do mnie. Na razie tyle i aż tyle.
Mam też już swoje obserwacje co do grupy, cioć i samego funkcjonowania żłobka. Być może znajdziesz tu coś, co Ci się przyda, gdy i Twój urlop macierzyński będzie dobiegał końca.
1.Do żłobka zapisz dziecko jak najwcześniej
Najlepiej zrób to przed urodzeniem lub tuż po narodzinach malucha, jeżeli wogóle chcesz, żeby do żłobka uczęszczał.
Fasolaki zapisałam, gdy skończyli 1 rok. Wtedy też zapadła ostateczna decyzja co do mojego powrotu do pracy. Jednak na żłobek przyszło nam poczekać. Na miejsca dla chłopców odczekaliśmy, bagatela, 1,5 roku. I mieliśmy dużo szczęścia bo chłopców jest dwóch – za rodzeństwo dostali po 6 punktów. A drugim naszym atutem było, że oboje rodzice pracują na terenie Warszawy – po 27 punktów i tu odprowadzają podatki – kolejne 27 punktów.
Trochę przekoloryzowałam z rejestracją przed urodzeniem dziecka ponieważ regulamin rekrutacji brzmi tak:
Podstawą ubiegania się o przyjęcie do żłobka jest wypełniony w formie elektronicznej w Systemie wniosek, złożony przez rodziców z chwilą, kiedy dziecko posiada nadany numer PESEL lub – jedynie w przypadku braku numeru PESEL dziecka – inny dokument potwierdzający jego urodzenie i numer PESEL matki lub w przypadku samotnego ojca numer PESEL ojca.
Jednak nie jest przesadą, że na miejsce czeka się długo. Niektóre dzieci się nie dostają wogóle i czekając na liście rezerwowej wkraczają już w wiek przedszkolny.
2. Publiczne żłobki są dramatycznie niedofinansowane
Na nasze szczęście chłopcy zaczęli chodzić do żłobka, który jest bardzo nowy. Dlatego jego wystrój i funkcjonalność są na naprawdę dobrym poziomie. Czemu zatem narzekam?
Na liście wyprawkowej znalazły się takie pozycje jak: ryza papieru, 100 szt plastikowych kubeczków, ręczniki papierowe, chusteczki higieniczne i nawilżane. Czyli wszystko to, co powinno być finansowane choćby z miesięcznych opłat (ręka do góry, kto jak ja myślał, że publiczny żłobek jest darmowy? SERIO, do niedawna tak myślałam :P).
Bierzemy też udział w „dobrowolnej” zrzutce na radę rodziców – po 200 pln od dziecka. Jeszcze się 500+ nie doczekałam, a tu już wydatki przekroczyły tą kwotę…
Później usłyszałam na żłobkowym placu zabaw rozmowę dwóch opiekunek, w której jedna narzekała, że w tym roku musi sobie dać spokój z dojazdami samochodem i kupić bilet na komunikację miejską ponieważ ma tak głodową pensję, że na benzynę nie będzie jej stać.
W głowie mi się nie mieści, że panie, które cały dzień zajmują się dużą grupą małych, często jeszcze bardzo nieporadnych dzieci, dostają za to ochłap a nie porządne wynagrodzenie!
W głowie mi się nie mieści, że z budżetu państwa masa pieniędzy przejadana jest np. przez machiny urzędnicze, a żłobki, przedszkola muszą się dopominać o papier do drukarek i plastikowe kubki! To jest skandal!
3. Nie istnieje dobry, jedyny, idealny moment na pójście do żłobka
Gdy Fasolaki mieli 6 miesięcy, ja byłam w tej komfortowej sytuacji, że mój urlop macierzyński miał jeszcze trwać rok. Miałam to szczęście, że nie musiałam w tamtym momencie oddawać nieporadnych, niesamodzielnych, spragnionych miłości i bezpieczeństwa niemowlaków pod opiekę obcych osób. Z pewnością doświadczonych, ale obcych. Moje niektóre koleżanki przy pierwszym dziecku tego szczęścia nie miały… W dniu 6-miesięcznicy Fasolaków zastanawiałam się jakie to emocje oddać takiego malucha na tyle godzin.
Gdy Fasolaki mieli rok, mieli taki lęk separacyjny, że oderwanie ich wtedy od mamy i taty, ale przede wszystkim mamy mogłoby być nie lada przeżyciem czy nawet traumą. Jako mama bliźniąt, dzięki przedłużonemu urlopowi macierzyńskiemu, mogłam jeszcze kolejne 6 miesięcy celebrować wspólne chwile i uroki poznawania świata.
Gdy Fasolaki mieli 1,5 roku, wróciłam do pracy na etacie. Z perspektywy czasu nie potrafię ocenić, czy tamta chwila byłaby właściwą na rozpoczęcie przygody ze żłobkiem. Pamiętam za to całą gamę emocji, które towarzyszyły nam, gdy ja wróciłam do pracy. Do dziś pamiętam jak moi synowie, szczególnie Żółwik, byli na mnie obrażeni i jak w tamtym czasie ostentacyjnie woleli Babcię. Mam wrażenie, że po części ten bunt i gniew małego dziecka jest uzasadniony, a po części tym pokazali, że jeszcze nie byli gotowi na takie rozstanie.
Za chwile chłopcy kończą 2,5 roku. Mają już kształtujące się charaktery. Mają także wachlarz pewnych doświadczeń i schematów. Są już w niektórych kwestiach samodzielni. Czas pokaże czy to już ten właściwy moment. Na pewno liczę na to, że w żłobku wiele się nauczą: funkcjonowania w grupie, budowania koleżeńskich i przyjacielskich relacji i że skorzystają z zajęć zorganizowanych jak rytmika czy wspólne gry..
4. Publiczny żłobek to nie inkubator dla indywidualisty
O Wiercisławie można powiedzieć wiele, ale dla mnie jest on przede wszystkim indywidualistą. Jego zachowania i skłonności diagnozowaliśmy już u pediatry, neurologa, neurologopedy, a także psychologa. Ta ostatnia wizyta pomogła mi spojrzeć na syna nieco innym okiem. Ale wracając do tematu…
W żłobku publicznym grupa liczy około 20-25 dzieci. Na taką grupę przypada 4-5 pań. Czyli średnio jest to 1 ciocia na 5 maluchów. To zbyt mało żeby mieć oczy wszędzie, słuchać wszystkiego i wspierać każde dziecko z osobna.
W żłobku dziecko jest grupą. Grupa je owoce, grupa się bawi, grupa myje ręce, grupa teraz je więc nie wolno ruszać zabawek. I odstępstwa od grupy będą albo traktowane jako niegrzeczność, albo naprawiane tłumaczeniem i upominaniem. Tymczasem dzieci-indywidualiści po prostu będą odstawać bo nie ma czasu ani zasobów żeby ktoś w państwowym żłobku poświęcił im maksimum uwagi i pomógł się rozwijać.
Być może jest to oczywiste. Piszę o tym bo rozwój małego indywidualisty, na tym etapie jest wyłącznie w gestii rodzica. Chyba, że trafisz na świetną placówkę.
Posyłać dziecko do żłobka czy nie posyłać? To prawdziwy dylemat rodzica. Niektóre dzieci idą do żłobka, gdy rodzice nie mają innej możliwości zapewnienia całodziennej opieki. Niektórzy opiekunowie mają o żłobku bardzo złe zdanie (słyszałam naprawdę sporo złych opinii, w tym od dyplomowanego pedagoga). Są i tacy, którym żłobek pomógł np w odpieluchowaniu dziecka.
Mam nadzieje, że moja, nasza decyzja okaże się tą słuszną i mimo tych obserwacji będzie to fajny, rozwijający czas dla Fasolaków. Z wielu powodów bardzo na ten czas czekałam.
Czy decyzja o posłaniu malucha do żłobka jest dopiero przed Tobą? A może Twoje dzieci szczęśliwie ze żłobka korzystają/korzystały? Jestem ciekawa Twoich doświadczeń!
5 września 2016
|Komentarze: 29